Medytacja shine
Kategoria: Doradztwo duchowe
Ten rodzaj medytacji jest chyba najprostszym sposobem, aby uspokoić myśli, a tym samym umysł.
Przebieg jej jest całkiem prosty. Wyobrażamy sobie jeden punkt za sprawą wizualizacji w który się wpatrujemy.
Kiedy robimy tą medytację możemy się czuć niczym osoba, która wzięła lek uspokajający, stąd najlepiej jest robić ją przed snem... ale nie tylko. Moje zdanie jest takie, że doskonale sprawdzi się w trudnym dla nas momencie, kiedy doszło do wzburzenia, kłótni.
Jeden z Lamów, którego poznałam twierdził, że należy na nią uważać, bo można dzięki niej przejść w taki stan umysłu, który bardzo źle na niego wpłynie. Mi się to nigdy nie zdarzyło, ale osoby chorujące na jakąś chorobę psychiczną, podatne, przewrażliwione - powinny wyjątkowo uważać.
Medytacja tylko pozornie jest całkiem prosta. Nie polega na samym patrzeniu w jeden punkt. Oczywiście ten punkt ma być "wymyślony", zwizualizowany.
Szczerze nie polecam patrzenia na jeden przedmiot, uważam, że to nie jest odpowiednia metodą, aby się odciąć od rzeczywistości. Widok przedmiotu to zaburzy, a efekt okaże się być nie taki, jakiego z założenia oczekujemy.
Jak ma wyglądać ta metoda? Siadamy w miejscu. Najlepiej na poduszce do medytacji lub odpowiedniej pufie. Polecam te twarde, nie miękkie. Uspokajamy ciało oraz umysł. Wyobrażamy sobie przed sobą punkt - na ścianie, w powietrzu. Koncentrujemy na nim uwagę - w pierwszym dniu - przez dziesięć minut, o ile nam się to uda, a w kolejne nawet do godziny, kilku.
Możemy sobie po cichu powtarzać podstawową mantrę buddyjską: "om mani peme hung", lub też inną, np. oczyszczającą: "om benca sato hung". Oczywiście napisałam je w taki sposób w jaki się je wymawia.
Wiadomo, że najlepiej byłoby mieć przekaz, być buddystą, ale pry tak prostej medytacji, uważam, że to nie jest aż tak koniecznie. Chociaż najlepiej jest wykluczyć powyższe mantry, jeśli nie przyjęło się schronienia w Buddzie.
AUTOR ARTYKUŁU
